3 czerwca 2016

Majówka z frisbee

Już drugą majówkę spędziłyśmy na annówkowej trawce. Kolejne niezapomniane chwile, nowe umiejętności, masa wiedzy i radości z merle suczki :))

foteczki dzięki uprzejmości - Heart Charka

Przed takimi wyjazdami zawsze mam jakąś nutkę niepewności, tym bardziej, że ostatnio nam się nie powodziło. Ja ciągle zabiegana, szczeniak wiecznie czeka w pokoju, szybki spacer, czasem trening i koniec dnia. Stosunki do psów nam się skiepściły, a raczej byłam świadkiem kilku niepożądanych zachowań, więc stres przed obozem wzrósł. Mimo iż sumiennie, w miarę możliwości ćwiczyłam wszystko co mi się nie podobało i w sumie wychodziłyśmy na prosto, dużo si nie zmieniło. Nadal niestety nie wiem ile jeszcze razy będę się nabierać na jej grę :P


Czasem zastanawiam się czy ona roi sobie ze mnie żarty, czy po prostu taka już jest :p Pojechałyśmy świetnie się bawiłyśmy i jeszcze tyle zyskałyśmy. I o jakich ja zachowaniach mówiłam? że znudziło jej się frizbi? że nic ni może, nie umie? że pieseczki jej się zaczęły nie podobać? Czar prysł i wrócił piesek po majówce jak nowo narodzony, ja zresztą także :P

Zaczęłyśmy dużo nowych figur i rzekłabym że wkraczamy w ten bardziej poważny etap frizbowania, gdzie chcemy spróbować już swoich sił na jakiś zawodach, ale o tym zaaraz :D Pomęczyłyśmy backvaulty i nieznośne overy, zaczełyśmy robić coś w kierunku riversów, a z Agnieszką staramy się naprawić flipy.


W połowie maja odbyły się pierwsze zawody Latających psów w Poznaniu, na których nie było okazji nam się pojawić z powodu rozwalonej łapki (rozcięcie pod kostkom), więc grzecznie czekałyśmy na Wrocław :P Nowa formuła, nowe wyzwania i konkurencje dawały takiego kopa do roboty i niecierpliwości, że szkoda gadać gdy tuż przed 2 zawodami historia się powtórzyła. Chyba zacznę owijać tego psa folią bąbelkową miesiąc przed... w tym przypadku ostatni weekend maja przyszedł Molly spędzać samotnie, gdy pańcia wylegiwała się w wrocławskim parku. Teraz spinamy poślady i czekamy na podbicie polskiej  Kalifornii! :D