8 lutego 2015

wycieczki i szporty

Być może większa część czytających pamięta, że jednym z naszych ulubionych miejsc do socjalu był dworzec. Lubię jeździć pociągiem, a naszym celem było to aby Młodą jak najlepiej do niego przyzwyczaić, bo w przyszłości zamierzałam bardzo często nim jeździć. Mimo, że tak lubię jazdę pociągiem to nigdy nie miałam motywacji, aby się nim przejechać gdy szczeniak był faktycznie małym papim i był w wieku, w którym ludzie uważali za najlepszy wiek do socjalu :D



Tak więc w czwartek wybrałyśmy się na pierwszy mini socjal, który w końcu okazał się większym socjalem, w towarzystwie Izy od Abi. Mieliśmy przejechać się 2 minuty pociągiem, poczekać chwilę na dworcu i wrócić do miasta. A wyszło jak wyszło. Czyli weszłyśmy do pociągu, usiadłyśmy, jedziemy, stoimy, jedziemy dalej... ALE moment! chyba zapomniałyśmy wysiąść na przystanku :P Wielkie przerażanie bo nie wiedziałyśmy co zrobić teraz. Pierwszą opcją było to, aby wysiąść na najbliższym przystanku i wsiąść do jakiegokolwiek, który będzie jechał w stronę naszego miasta, a drugi pomysł był, aby jechać do Poznania i tam zadzwonić po rodzinkę, która oczywiście odwiozła by nas jakby nigdy nic do domu, a przy okazji nie mówili nic rodzicom :D Wyszło na to, że w panice wyskoczyłyśmy tylko jak pociąg się zatrzymał... chciałyśmy iść do domu, ale.. był jeden problem. Wysiadłyśmy na jakimś zadupiu i kompletnie nie wiedziałyśmy jak wrócić do domu. Pędem poleciałyśmy sprawdzić o której będzie najbliższy pociąg do miasta... patrzmy przed 16.. a przed 16 to my w domu miałyśmy być! Nie wiedziałyśmy też czy patrzyć na odjazdy czy przyjazdy :P Poddałyśmy się, zaczęłyśmy dzwonić po wszystkich znajomych. Nikt nam nie mógł pomóc. Więc czekałyśmy na jakikolwiek pociąg. Przejechały dwa! Pędem i żaden się nie zatrzymał niestety. Później gdy wydarłyśmy się na cały "dworzec" zaczęli schodzić się ludzie, patrzymy. Ok czekamy może zaraz coś przyjedzie. I całe szczęście zjawił się jedyny pociąg, nówka sztuczka, gdzie sprawdzają bilety.. tylko my biletów nie miałyśmy :D więc wsiadłyśmy na gapę, do naszego miasta daleko nie było więc zaryzykowałyśmy. Najlepsze było to, że musiałyśmy stać wśród ludzi na korytarzu bo 0 miejsca. Ale ludzie całe szczęście miło przyjęli uroczego szczeniaczka i kilka ludzi ją głaskało. Nawet zrobili nieco miejsca. No i tak pięknie wróciliśmy do domu.


Co do zachowania papi. Na dworcu, w budynku i na torach zachowywała się świetnie. Doskonale znała już do miejsce więc niczego się nie obawiałam. Byłam jedynie niepewna jak zareaguje na to, że trzeba wejść do tego dziwnego pojazdu. Ale jej ukochana ciotka zabrała ją na ręce i włożyła jako pierwszą. Potem ja ją przejęłam i poszłyśmy usiąść. Papilek po magicznej komendzie "ładuj się" wskoczyła obok mnie na siedzenie i grzecznie bez piszczenia ani strachu przejechała całą drogę. Potem ładnie wyszła i była ciągle zadowolona. O dziwo ludzie bardzo fajnie zareagowali na szczeniaka w pociągu a tym bardziej na siedzeniu, bo słyszałam, że psy na siedzenie nie za bardzo. Na dworcu, gdy czekaliśmy na pociąg, który nas zbawi fajnie się ogarniała, ale wkurzało mnie jej ciągłe chęci do powąchania i polizania każdego miejsca... eh pies :P Potem znów fajnie i spokojnie weszła i grzecznie bez wyrywania się, piszczenia i łażenia po "korytarzyku" usiedziała pomiędzy moimi nogami. I jak wspominałam tutaj ludzie też ją spoko przyjęli, ale było widać, że byli nią bardzo zainteresowani, bo praktycznie każdy patrzył się na nas jak i na nią. Mówili do niej i głaskali, tyle ile im się dała pogłaskać, czyli w sumie ją tylko dotknęli :P


Ostatnio kręciłyśmy też filmiki na filmik 6 miesięczny, jeszcze nieco dogramy i będzie. A właśnie z okazji pół roku Mo dostała kilka "nowych" zabawek, a raczej ulepszone jej zabawki. Ma już je jakieś 2 tyg i jest z nich mega zadowolona! Ten wypad był bardziej ogarnięciem moim i papi do jazdy pociągiem, ponieważ na sobotę mamy dłuższy wypad. Czyli na Cytadelę!



No i mamy sobotę! (31.01) Od rana chodziłam bardzo spięta, ponieważ u nas pogoda nie dopisywała, niby były przebłyski słońca, ale na ziemi leżała pokrywa śnieżno-lodowa. Całe szczęście ok. 10 moje obawy odeszły gdyż dostałam wiadomość, że w Poznaniu pogoda na medal! Jakoś tak szybko się szykowałam, ale i tak z domu wyszłam koło 10:30 a pociąg miałam na 10:44 :P Ale zdążyłam, mama kupiła nam (mi i psu) bilety, a ja poszłam ogarnąć jeszcze psa na trawce. Byłam w takiej panice, że masakra. Że nie znajdę sobie miejsca i będę się tłukła wśród ludzi na korytarzu. Że papi nie będzie chciała wsiąść, albo, że będzie się źle zachowywać, albo, że nie wysiądę tam gdzie należy. Oczywiście jak to bywa wszystko było na odwrót. Przed wsiadaniem do pociągu znalazłam kilku moich znajomych z klasy, oraz znajomą mojej mamy, no i z nimi przejechałam całą drogę. Molly sama się pchała, aby wejść do wagonu i w tym momencie odstresowałam się całkowicie :P potem znalazło się miejsce i całe szczęście mówili na jakim peronie jesteśmy. Podróż minęła całkiem spoko, papi albo stała i patrzyła, albo leżała lub siedziała, a ja ją ciągle głaskałam. Słyszałam chyba milion razy "jaki śliczny piesek!" "o patrz mamusi jaki piesek!" "OOO PIESEK!" itd. itd. no i usłyszałam coś takiego "Tak, tam jedzie piesek, zobacz jaki śliczny i grzeczny, pewnie ta Pani co go trzyma go tego uczyła, żeby ładnie siedział i czekał" no i tak miło się zrobiło :))


Słyszę "Poznań Wschód" ok siedzę.... słyszę "zbliżamy się do Poznań Garbary" wstałam i wyszłam na korytarz do drzwi. Wszystko spoko, wysiadamy bez problemu, rozglądam się i całe szczęście widzę Asie! Pieseczki się przywitały, a my poszłyśmy na Cytadele. Tam wpierw porobiłyśmy foty, a potem zabrałam Mo na 2 krótkie sesje. Pokazałam nasz problem z aportem i dowiedziałam się masy fajnych i pomocnych informacji! Wiem jak ćwiczyć i jak to naprawić. Zrobiłam jeszcze dogcatch'a i tu również dowiedziałam się co odnośnie niego. Oprócz konkretów dowiedziałam się dużo rzeczy jakie mogę przepracować i co poprawić pod kątem frisbee i nawet samej pracy. Byłam mega zadowolona i wdzięczna!


Dwie dziewczyny, z którymi byłam wstępnie umówiona niestety zrezygnowały, pociąg którym miałam wracać był na 15:26, a my gdy kończyłyśmy było coś przed 13 :P Mogłam albo pójść czekać i sprawdzić pociągi, albo iść do Asi i tam na necie sprawdzić, a przy okazji się ogrzać. Ciągnie mnie tam gdzie ciepło, więc poszłyśmy do domu. Molki przejechała się windą, była w obcym mieszkaniu, w dużym bloku i wielkim mieście! Żaden problem :D Po chwili siedzenia w mieszkaniu miałam iść na autobus który zawiezie nas na dworzec, ale kagańca brak.. więc na szybko udało się coś wyczarować z polaru!


Oczywiście prowizorka, oby nikt się nie doczepił.Znów byłam głupia bo panikowałam przed autobusem :P co to będzie, co to będzie... a było git! Na pierwszy się spóźniłyśmy o minutę, ale zaraz potem miał być drugi :P Papi dzielnie weszła, ja podbiłam bilet no i standard czyli szczeniak wskakuje na siedzenie obok i się kładzie... nikt nie miał nic przeciwko ^^ Drzwi się nie otworzyły i wysiadłyśmy przystanek dalej, ale całe szczęście i byłyśmy na dworcu, szybko leciałam na peron 2 i wsiadłyśmy do pociągu. Kompletnie zmęczona usiadłam i nie wstawałam do naszego miasta. Mo podobnie :P W domu obie padłyśmy i wstałyśmy dopiero rano.









































Obecnie mamy śnieg! Piękna pogoda towarzyszy jak na razie ciągle, a my trochę leniuchujemy i wychodzimy na spacery :)
Zaległy filmik niedługo będzie! A u nas za tydzień ferie, aktywne oczywiście :D