Kolejny rok
Czasami jeszcze łapię się na mówieniu do Molly "szczeniaczek". Ciężko mi uwierzyć, że to już trzy lata odkąd jesteśmy razem 💕Lubię w niej naprawdę wszystko, nawet jej buntowniczą stronę. Szczególnie, gdy już o 7 rano nie daje mi spać - przynajmniej ktoś pilnuje, abym nie przespała całego dnia. Mam nadzieję, że z roku na rok będziemy znać się jeszcze lepiej i nasze wspólne życie będzie się ciekawie toczyło. Nie jest pieskiem idealnym, ale podoba mi się w niej to, że jest normalnym psem, a nie robocikiem, chodzącym jak w zegarku. Coś tam sobie frisbujemy, ale chwile, gdy idziemy same przez las, a ona przybiega z minką "idziesz? bo ucieknie nam resztka dnia!" doceniam najbardziej. Są dni kiedy, tylko ona potrafi poprawić mi humor 😜
Zarazem jest najzabawniejszym psem jakiego poznałam. Potrafi nawet przez pół dnia ganiać za szyszkami i wszystkim innym co znajdzie na ziemi, domagając się zabawy. Może zrobić najśmieszniejszą minkę na świecie lub wytarzać się w najgorszym błocie z okolicy, tylko po to aby ktoś zwrócił na nią uwagę. Kiedyś nazywałam to schizą, na kamyczki, która swoją drogą była niedozniesienia. Dzisiaj doszłam do wnioski, że każdy ma na jakimś punkcie bzika. Po tym jak znalazłam sposoby, aby "wybić kamyczki z jej mózgu" choćby na chwilę, przestało być to tak uciążliwe, czasami nawet zabawne. Choć wciąż zdarzają się wpadki, gdy kamyki przejmą jej umysł 👽
Nie chce zmieniać jej charakteru, więc uznałam, że douczenie kilku kluczowych zachowań ułatwi nam obu życie. Przede wszystkim odwołanie i przywołanie, którego w ciągu dnia używam tak często, że nawet nie dałoby się zliczyć. Ostatnio mój ulubieniec "pac" - połóż się tam gdzie jesteś i nie ruszaj dopóki cię nie zwolnię. Dodatkowo wszelkie "nie, zostań, poczekaj, koniec", które przydają się praktyczne do wszystkiego. Samokontrola i czekanie również ułatwiają sprawę. Brzmi to trochę strasznie i negatywnie, ale żeby jednak nie przeczyć samej sobie odnośnie psa robota, potrafi również miziać się i dawać buziaki, bez komendy ❤
Zarazem jest najzabawniejszym psem jakiego poznałam. Potrafi nawet przez pół dnia ganiać za szyszkami i wszystkim innym co znajdzie na ziemi, domagając się zabawy. Może zrobić najśmieszniejszą minkę na świecie lub wytarzać się w najgorszym błocie z okolicy, tylko po to aby ktoś zwrócił na nią uwagę. Kiedyś nazywałam to schizą, na kamyczki, która swoją drogą była niedozniesienia. Dzisiaj doszłam do wnioski, że każdy ma na jakimś punkcie bzika. Po tym jak znalazłam sposoby, aby "wybić kamyczki z jej mózgu" choćby na chwilę, przestało być to tak uciążliwe, czasami nawet zabawne. Choć wciąż zdarzają się wpadki, gdy kamyki przejmą jej umysł 👽
Nie chce zmieniać jej charakteru, więc uznałam, że douczenie kilku kluczowych zachowań ułatwi nam obu życie. Przede wszystkim odwołanie i przywołanie, którego w ciągu dnia używam tak często, że nawet nie dałoby się zliczyć. Ostatnio mój ulubieniec "pac" - połóż się tam gdzie jesteś i nie ruszaj dopóki cię nie zwolnię. Dodatkowo wszelkie "nie, zostań, poczekaj, koniec", które przydają się praktyczne do wszystkiego. Samokontrola i czekanie również ułatwiają sprawę. Brzmi to trochę strasznie i negatywnie, ale żeby jednak nie przeczyć samej sobie odnośnie psa robota, potrafi również miziać się i dawać buziaki, bez komendy ❤
Poza jest mądra, momentami tak mnie zaskakuje, że dopiero po chwili dociera do mnie sens tego co robi. Wymieniać mogłabym dużo. Przed chwilą na przykład zamiast skrócić trasę i biec po nierównej, usypanej kamykami, patykami i szyszkami glebie lasu, przybiegła do mnie trochę okrężną drogą wyjeżdżoną przez auta, znajdującą się obok. (i nikt jej tego nie wskazał bo sama poszłam laskiem)
Niedawno zrobiłyśmy kontrolne zdjęcia - kręgosłupa, łokci i bioder, wykazały na całe szczęście wynik pozytywny i pozwoliły fikać dalej 😊
Koniec sezonu
Udało nam się dotrzeć na trzy zawody, zająć miejsce na podium i kilka razy ledwo się o nie otrzeć. To nie był najlepiej zaplanowany sezon, ale jeszcze wiele ich przed nami. Plan przeważnie pojawiał się na kilka dni przed startami, ale był dobry. Treningi odbywały się na podstawie "porzucajmy sobie dysk!", jedynie dwa ostatnie skupiały się na konkurencjach w jakich będziemy startować. Mi udało się bardziej wyluzować przed startem i podchodzić do tego w kontekście zabawy, choć może nie powinnam tego pisać przed freestyle'em. Molly poprawiła się łapalność, szczególnie gdy przed samym polem rzucam jej totalne kapcie, zaczęła słuchać, zwracać większą uwagę na moje sygnały i z większą radością, prędkością wracać z aportem oczekując kolejnego rzutu. Planowałam robić free i wiele osób podchodziło do mnie z pytaniem dlaczego go nie ma. Początkowo miała to być udoskonalona wersja poprzedniego, a zarazem pierwszego free jaki u nas powstał, ale kiedyś na treningu uznałam, że nie, chcę zrobić to sama (poprzedni powstał na obozie i wyglądał tak jak chciał tego los). Dodatkowo miałam od początku jakiś tam zarys, który zawierał w sobie pewne... elementy, tricki, które nie są do tej pory opanowane, ponieważ kluczową rolę odgrywam w nich ja. Zabranie się za nie i podłożenie potem pod psa zajmie nieco więcej czasu niż przypuszczałam. W połowie sierpnia udało się w końcu złożyć cały, ciągle wpadam na nowe pomysły, wykreślam i zmieniam sekwencje, ale zaczynamy w końcu uczyć się niektórych. Wiem, że nikt od razu nie zostaje mistrzem, a free z zawodów na zawody ulegają zmianie, lub są całkowicie wymieniane, ale ja chciałabym wyjść z czymś całkowicie od siebie. Chcę pokazać to w czym jesteśmy naprawdę dobre, a ponieważ przez rok wiele się zmieniło, doszło parę nowych elementów, troszkę byłam zmuszona układać nowy. Nabrałyśmy do siebie większego zaufania, ja lepiej znam zachowania Mo przy różnych figurach no i w końcu możemy pokazać coś więcej.
To lato szczególnie dokuczało merlakowi, nigdy nie miała problemów z temperaturą czy słońcem, a teraz treningi udawały się tylko wczesnymi porankami lub wieczorami. Wydaje mi się, że nie zdążyła się przestawić, na nowo przyzwyczaić do takich warunków, ja też zapomniałam to przećwiczyć, więc o ile słońce jeszcze poświeci ogarniemy ten temat.
Wrocław to niestety nie mój weekend, rzucałam z naciągniętym mięśniem w ręce, ale i tak szło jako tako, tylko regeneracja trwała dłużej niż przypuszczałam. Pojawiła się konkurencja super pro toss&fetch, na którą dłuuugo czekałam, więc szkoda byłoby nie skorzystać. Bez jakiegoś większego przygotowania na dłuższe rzuty po prostu weszłam na pole i rzuciłam. Coś udało mi się pamiętać, ale zauważyłam, że bez regularnych treningów coraz gorzej mi idzie. Moleczka oczywiście oba dni była geniuszkiem, starającym się złapać wszystko co się dało 😇
Finały w Warszawie dały nam najbardziej popalić. Oprócz mojego złego humoru, deszczu, nieprzespanych nocy i problemów prywatnych, które totalnie mnie wykończyły i wyczerpały energię, Mo udało się ratować sytuacje. Bywały momenty gdzie przychodziłam na start i zaraz po nim musiałam znikać i przyjść dopiero na kolejny :( W sobotnim ThrowNGo zajęłyśmy 9 miejsce na prawie 80 teamów!!! z niewielkim progresem (38 pkt.) moje rzuty ledwo dochodzące do 3 strefy były chyba pierwszą oznaką braku snu. Czy na jakichkolwiek zawodach będzie mi dane wstać rano w pełni sił? 😏
Duże ambicje miałam na dog divingu, szczególnie gdy przed półfinałami zajmowałyśmy 2 miejsce !!!! z nową życiówką 6,75 m. !!! kocham tą merlastą sukę!!! ❤❤❤ Niestety w niedzielę wszystko się posypało. Z rana Time Warp gdzie pierwsze trzy rzuty były niezłapane (chyba border wykorzystał swoje szczęście na rozgrzewce gdzie łapała wszystko) i już chciałam zejść, ale rzucałam dalej, w pewnym momencie nastała chwila grozy i wyparował mi mózg, przez co traciłyśmy kolejne sekundy. Popołudniu na półfinałach DG odpadłyśmy zajmując 6 miejsce z najdłuższym skokiem 6,30 m. Do tej pory zastanawiam się co było tego powodem, spadek kondycji? zmęczenie? za zimno? 🤔
To lato szczególnie dokuczało merlakowi, nigdy nie miała problemów z temperaturą czy słońcem, a teraz treningi udawały się tylko wczesnymi porankami lub wieczorami. Wydaje mi się, że nie zdążyła się przestawić, na nowo przyzwyczaić do takich warunków, ja też zapomniałam to przećwiczyć, więc o ile słońce jeszcze poświeci ogarniemy ten temat.
Wrocław to niestety nie mój weekend, rzucałam z naciągniętym mięśniem w ręce, ale i tak szło jako tako, tylko regeneracja trwała dłużej niż przypuszczałam. Pojawiła się konkurencja super pro toss&fetch, na którą dłuuugo czekałam, więc szkoda byłoby nie skorzystać. Bez jakiegoś większego przygotowania na dłuższe rzuty po prostu weszłam na pole i rzuciłam. Coś udało mi się pamiętać, ale zauważyłam, że bez regularnych treningów coraz gorzej mi idzie. Moleczka oczywiście oba dni była geniuszkiem, starającym się złapać wszystko co się dało 😇
Finały w Warszawie dały nam najbardziej popalić. Oprócz mojego złego humoru, deszczu, nieprzespanych nocy i problemów prywatnych, które totalnie mnie wykończyły i wyczerpały energię, Mo udało się ratować sytuacje. Bywały momenty gdzie przychodziłam na start i zaraz po nim musiałam znikać i przyjść dopiero na kolejny :( W sobotnim ThrowNGo zajęłyśmy 9 miejsce na prawie 80 teamów!!! z niewielkim progresem (38 pkt.) moje rzuty ledwo dochodzące do 3 strefy były chyba pierwszą oznaką braku snu. Czy na jakichkolwiek zawodach będzie mi dane wstać rano w pełni sił? 😏
Duże ambicje miałam na dog divingu, szczególnie gdy przed półfinałami zajmowałyśmy 2 miejsce !!!! z nową życiówką 6,75 m. !!! kocham tą merlastą sukę!!! ❤❤❤ Niestety w niedzielę wszystko się posypało. Z rana Time Warp gdzie pierwsze trzy rzuty były niezłapane (chyba border wykorzystał swoje szczęście na rozgrzewce gdzie łapała wszystko) i już chciałam zejść, ale rzucałam dalej, w pewnym momencie nastała chwila grozy i wyparował mi mózg, przez co traciłyśmy kolejne sekundy. Popołudniu na półfinałach DG odpadłyśmy zajmując 6 miejsce z najdłuższym skokiem 6,30 m. Do tej pory zastanawiam się co było tego powodem, spadek kondycji? zmęczenie? za zimno? 🤔
zastanawia mnie też fakt dlaczego Mo na fotkach z basenu ma minkę jednocześnie zaskoczenia, zniesmaczenia i grozy... coś musiało być na rzeczy 😝
Wakacje
Każdy w końcu zasługuje na chwile odpoczynku. Jak dla mnie to jedynie przerzucenie się na inną "pracę", ale taką która zadowala w 100%. Moi w końcu jest w centrum uwagi i może wykorzystać swoją całą energię w ciągu dnia. Ale takie chwile wolności, dni gdzie nic nie robisz i tylko wspominasz zdarzenia ubiegłego tygodnia, wybijają mnie z rytmu. Marnuje czas, tracę rutynę i robię coś co tylko wydaje się pożyteczne.
Dla mnie idealne wakacje to tygodnie wypełnione po brzegi z jednodniowymi przerwami. Zwiedzanie, spędzanie czasu z znajomymi, rozwijanie swoich pasji, trochę relaxu, kilometry po lesie czy próbowanie rzeczy totalnie nowych. Ostatni tydzień jest najbardziej poplątany. Czas na regeneracje i odespanie obozu, a przy okazji przygotowanie się do dwóch zdarzeń, które zbliżają się wielkimi krokami.
Te wakacje były praaaawie idealne. Mogłabym wykorzystać je jeszcze lepiej, ale i tak cieszę się z ilości wspomnień jakimi je kończę. Udało nam się wyjechać w góry, obrałyśmy kierunek Pieniny, gdzie oprócz zwiedzania wszystkiego w okolicy, wspólnymi siłami wdrapałyśmy się na szczyt Trzech Koron, spłynęłyśmy Dunajcem i zahaczyłyśmy o Słowację. Kolejnym postojem było seminarium z Anią Radomską, a przy okazji kilka dni z naszą wrocławką ekipą. Z hieną poczyniłyśmy poprawki w naszych sekwencjach, a ja wykończyłam się tossowo, ale była moc. Następny tydzień Mo spędziła z rodzicami czyli regeneracja i nic nie robienie cały dzień. Od początku sierpnia stało się bardziej aktywnie, pływanie, treningi. Natomiast dwa ost. tygodnie to wykończenie człowieka na obozie i nieco regeneracji, a przy okazji przygotowanie do ostatnich zawodów ❤
Z końcem wolnego, tempo wzrosło maksymalnie, wszystko się pozmieniało i momentami trudno było nadążyć, ale robi się o wiele lepiej i spokojniej, choć spraw jeszcze dużo do załatwienia. Szkoda mi trochę piesów bo na dłuższe spacery uda nam się wyjść dopiero w weekendy (ew. wtorek jeśli środa będzie luźna), a treningi frisbee muszę zminimalizować do jednego na tyg. Choć udało nam się ostatnio dokończyć jedną figurę 😃
Te wakacje były praaaawie idealne. Mogłabym wykorzystać je jeszcze lepiej, ale i tak cieszę się z ilości wspomnień jakimi je kończę. Udało nam się wyjechać w góry, obrałyśmy kierunek Pieniny, gdzie oprócz zwiedzania wszystkiego w okolicy, wspólnymi siłami wdrapałyśmy się na szczyt Trzech Koron, spłynęłyśmy Dunajcem i zahaczyłyśmy o Słowację. Kolejnym postojem było seminarium z Anią Radomską, a przy okazji kilka dni z naszą wrocławką ekipą. Z hieną poczyniłyśmy poprawki w naszych sekwencjach, a ja wykończyłam się tossowo, ale była moc. Następny tydzień Mo spędziła z rodzicami czyli regeneracja i nic nie robienie cały dzień. Od początku sierpnia stało się bardziej aktywnie, pływanie, treningi. Natomiast dwa ost. tygodnie to wykończenie człowieka na obozie i nieco regeneracji, a przy okazji przygotowanie do ostatnich zawodów ❤
Z końcem wolnego, tempo wzrosło maksymalnie, wszystko się pozmieniało i momentami trudno było nadążyć, ale robi się o wiele lepiej i spokojniej, choć spraw jeszcze dużo do załatwienia. Szkoda mi trochę piesów bo na dłuższe spacery uda nam się wyjść dopiero w weekendy (ew. wtorek jeśli środa będzie luźna), a treningi frisbee muszę zminimalizować do jednego na tyg. Choć udało nam się ostatnio dokończyć jedną figurę 😃
Motywacja
Zdałam sobie sprawę z tego jak trudno jest toczyć życie takie jakie by się chciało. Jak ciężko jest zgrać wszystko ze sobą i połapać się w nawet codziennych sytuacjach. Tym bardziej, gdy musisz połączyć normalne życie ucznia z pasjami, myśleć ciągle o tym co masz jeszcze do zrobienia i czy jesteś w ogóle w stanie osiągnąć końcowy efekt. Z jednej strony mam ambicje i chce ukończyć tą szkołę z uczuciem, że czegoś mnie nauczyła, a z drugiej wolałabym robić coś innego.
Czasami chciałoby się usiąść pod drzewkiem i spędzić ostatnie chwile dnia na świeżym powietrzu. Wyjechać i żyć przez chwilę innym życiem. Zostawić wszystko. I choć wiemy, że to co robimy ma sens i znajdzie swoje odzwierciedlenie w przyszłości, chciałoby się odpuścić.
Niestety jestem typem osoby, która potrafi stracić zapał do tego co robi nawet kilka razy dziennie. Całe szczęście chociaż jedna część teamu nie poddaje się tak szybko. Moi ma tendencję do odpuszczania lub dawania z siebie mniej, gdy ja jestem niezdecydowana, albo gdy słyszy "ojoj, jeszcze raz", więc jeśli chce z nią pracować na 100% muszę być zawsze pozytywna i zmotywowana.
Niestety jestem typem osoby, która potrafi stracić zapał do tego co robi nawet kilka razy dziennie. Całe szczęście chociaż jedna część teamu nie poddaje się tak szybko. Moi ma tendencję do odpuszczania lub dawania z siebie mniej, gdy ja jestem niezdecydowana, albo gdy słyszy "ojoj, jeszcze raz", więc jeśli chce z nią pracować na 100% muszę być zawsze pozytywna i zmotywowana.
Co dalej
Jako iż sezon 2018 chciałabym przeżyć na poważniej i odhaczyć kilka celów, na pewno nie możemy zmarnować tych kilku miesięcy przerwy, tak jak to było. Przez część lata jeszcze wracałyśmy do formy zeszłorocznej, a teraz już na wiosnę chcę wystartować na sto procent. O ile będzie można frisbować postaram się ogarniać stopniowo nasz freestyle. Jednak poza takimi treningami, będziemy działać w domu robiąc "frisbee bez frisbee" i pracować nad kondycją 🐾🔥
Zdjęcia:
Zuzanna Wojtaszek
Kaja Kramek
@psypolamokotowskie
Karolina Mazur
Animal Foto Studio
Przypomnę jeszcze o naszym YT i Instagramie gdzie wszystko dzieje się na bieżąco i można zobaczyć więcej zdjęć i filmików :))
Zdjęcia:
Zuzanna Wojtaszek
Kaja Kramek
@psypolamokotowskie
Karolina Mazur
Animal Foto Studio
Przypomnę jeszcze o naszym YT i Instagramie gdzie wszystko dzieje się na bieżąco i można zobaczyć więcej zdjęć i filmików :))